Mój zakład

 

 

Lecz z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest do przebywających na rynku dzieci, które przymawiają swym rówieśnikom: "Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wyście nie zawodzili". Przyszedł bowiem Jan: nie jadł ani nie pił, a oni mówią: "Zły duch go opętał". Przyszedł Syn Człowieczy: je i pije, a oni mówią: "Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników
i grzeszników". A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny.

Syn Człowieczy

 

Założę się- nie zakładając, czy ze sobą czy z Panem Bogiem- o życie wieczne. Będę żył tak, jakby On był, będę słuchał Jego głosu- Słowa Bożego i Kościoła. Jeżeli jest- wygrałem życie wieczne, zyskałem wszystko. Jeżeli Go nie ma- nic nie straciłem, cóż bowiem znaczy ta chwila, którą zmarnuję szukając Go i nie znajdując. Jeżeli jest Bóg, jest On nieskończenie niepojęty (...). Jesteśmy tedy niezdolni pojąć, ani czym jest, ani czy jest; w tym stanie rzeczy któż ośmieli się rozstrzygnąć tę kwestię. Nie my, którzy nie mamy z Nim żadnego punktu styczności. Zbadajmyż (...): "Bóg jest albo Go nie ma". Ale na którą stronę się przechylimy? Rozum nie może tu nic określić: nieskończony chaos oddziela nas. Na krańcu tego nieskończonego oddalenia rozgrywa się partia, w której wypadnie orzeł czy reszka. Na co stawiacie? Rozumem nie możecie ani na to, ani na to; rozumem nie możecie bronić żadnego z obu. (...) Tak, ale trzeba się zakładać; to nie jest rzecz dobrowolna, zmuszony jesteś. Cóż wybierzesz? Zastanów się. (...) Masz dwie rzeczy do stracenia: prawdę i dobroć; i dwie do stawienia na kartę: swój rozum i swoją wolę, swoją wiedzę i swoją szczęśliwość; twoja zaś natura ma dwie rzeczy, przed którymi umyka: błąd i niedolę. Skoro trzeba koniecznie wybierać, jeden wybór nie jest z większym uszczerbkiem dla twego rozumu niż drugi. To punkt osądzony. A twoje szczęście? Zważmy zysk i stratę zakładając się, że Bóg jest. Rozpatrzmy te dwa wypadki: jeśli wygrasz, zyskujesz wszystko; jeśli przegrasz, nie tracisz nic. Zakładaj się tedy, że jest, bez wahania (B. Pascal, "Myśli").

Założę się i będę żył tak jakby On był; i będę konsekwentny w swoim wyborze. Jeżeli jestem Pascalem. Jeżeli nie jestem Pascalem, nie będę robił z Panem Bogiem "pascalowskiego" zakładu. Nie będę również wystawiał Go na próbę żądając znaków, które chciałbym, aby mi dał- byłyby to moje, a nie Jego znaki. Nie jestem Pascalem, więc proszę Boga o cud, którym pociągnie mnie do siebie. Szukam i daję Mu szansę, żeby pozwolił się znaleźć także i mnie.

Szukam jutrznią wykonywaną przez Jego anioły- karmelitanki od Dzieciątka Jezus z Czernej pod Krakowem (dojazd pociągiem do Krzeszowic, a potem autobusem do Czernej I; stamtąd na piechotę, Duch Święty prowadzi). Wołam "Marana tha!" na modlitewnych spotkaniach wspólnoty charyzmatycznej. Wzdycham, kiedy wypełnia mnie ponadczasowe tchnienie podczas słuchania ponadczasowych chorałów gregoriańskich (trzy kasety wydane przez "Przegląd Rider's Digest"). Słucham odpowiedzi mocy, która ciarkami emocji przebiega po moim kręgosłupie, gdy swoją wiarę wyznaje Budzyński z zespołu ARMIA.

Wolę spisane wyznania? Wysłucham spowiedź-modlitwę św. Augustyna. A jeżeli mam umysł matematyczny, poddam się logice Pascala. Znudziła mnie już współczesna i wsteczna (znów oczekiwanie na Mesjasza; postęp jedynie w tym, że jest to oczekiwanie aktywne, które polega na krzyżowaniu tego Mesjasza, którego się nie rozpoznało) poezja, a poezja mistyków jeszcze mnie nie przekonuje- sięgnę po poczynione przez x. Bakę "Uwagi o śmierci niechybnej"; i nie będę się naigrawał z częstochowskich rymów, nie opłaca się i nie ma na to czasu: Za igraszkę śmierć poczyta,/ Gdy z grzybami rydze chwyta:/(...) Cny młodziku,/ Migdaliku,/ Czerstwy rydzu,/ Ślepowidzu,/ Kwiat mdleje,/ Więdnieje;/(...) Ej, dziateczki!/ Jak kwiateczki/ Powycina/ Was pozrzyna/ Śmierć kosą/ Z lat rosą,/ Gdy wschody,/ Zachody./ Wszak poranek od wieczoru/ Niedaleki bez pozoru...

Jeżeli szukam prawdy, Edyta Stein powie mi, że szukam Boga, a poszukiwanie moje jest modlitwą. Chcę cudów? Święty Ojciec Pio ubolewać będzie nade mną, że nie dostrzegam najważniejszego, a zatrzymuję się nad tak nieważnymi sprawami jak widoczne stygmaty czy dar bilokacji. Ale jeżeli w cudach nie szukam sensacji, a rzeczywiście potrzebuję znaków (a potrzebuję), to dam się przekonać tym, które uczyni by zaświadczyć, że Jego świadectwo jest prawdziwe. Jeżeli nie wierzę Jego uczniom, nie zawaham się zapytać samego Nauczyciela. Zaspokoję to nie-do-zaspokojenia pragnienie, które jest we mnie pijąc ze źródła Jego Słowa. Jeżeli nie mam uszu do słuchania, usłyszę przecież chociaż to, że dzięki temu (i Niemu) i na mnie spełnia się Jego proroctwo.

W każdym razie szukam, pytam i kołaczę. Takimi lub innymi poszukiwaniami i pytaniami, mniej lub bardziej natarczywym pukaniem w drzwi Tego, o którym nie chciałbym wierzyć, że nie istnieje. O którym chciałem wątpić, że istnieje, o którym chcę wątpić, że nie istnieje. On mówi tak, żebym usłyszał. Zanim wypowiem słynne Nietsche warte Bóg umarł, spróbuję zrobić cokolwiek, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście tak się stało. Ale nawet wtedy, kiedy powiem, że umarł, nie pomylę się; "zapomnę" tylko dodać, że swoją śmiercią zwyciężył śmierć.

Zrobię więc cokolwiek. Nic nie będę robił, a i tak zaświadczę o Nim. Jeżeli milczę, kamienie wołają. Kiedy się odwracam od Niego, składam dziękczynienie za wolną wolę, którą mi dał. Odchodzę od Niego szczerze, prawdziwie do Niego się zbliżam. Grzeszę, a On już ten grzech wziął na siebie. Pluję na Niego, a dołączam do tych szydzących, za których umiera na krzyżu. Zaprawdę, błogosławieni grzesznicy, skoro On ofiarował dlań swoje życie.

Jeden tylko grzech nie będzie mi przebaczony, ale nawet nie wiem, czy jestem zdolny go popełnić. Skoro szukam prawdy, jak mogę się zaprzeć Tego, który jest Prawdą? Jak wzgardzę Jego miłością nie kochając nienawiści? Jak zgrzeszę przeciwko Duchowi, skoro szukam mądrości. Niespełna rozumu byłbym, gdybym chciał odrzucić rzeczy najwspanialsze, o których nie tylko filozofom się nie śniło, ale których nawet moje serce nie zdoła przeczuć; niespełna rozumu byłbym, ale czy tacy popełniają grzechy? W jednym chyba tylko wypadku odrzucić mogę WSZYSTKO; nie swoją mocą, ale Złego musiałbym to uczynić. Czy nie byłoby to jednak wyznaniem wiary w Boga?

Psalmista: Niebiosa głoszą chwałę Boga, dzieło rąk Jego nieboskłon obwieszcza. Dzień dniowi głosi opowieść, a noc nocy przekazuje wiadomość. Nie jest to słowo, nie są to mowy, których by dźwięku nie usłyszano; ich głos się rozchodzi na całą ziemię i aż po krańce świata ich mowy. Wszystko o Nim mówi i nie da się tego nie słyszeć. Wszystko o Nim mówi, ale znudzę się pytaniem wszystkiego o Niego. Jeden jest tylko pośrednik- Jezus Chrystus. On o Nim zaświadczył, a Jego dzieła świadczą o Nim. I o mnie- w Nim. Bez Niego jestem tym, kim jestem w Nim, bo bez Niego mnie nie ma; a przecież jestem (bez znaku zapytania, z wykrzyknikiem lub wielokropkiem).

Spróbuję żyć Jego przykazaniami i na własnej skórze duszy zobaczę, że mówił prawdę. Nie zakładam, że wytrwam całe życie na tej drodze; w ogóle nie myślę o tym, czy wytrwam- niech On się o mnie zatroszczy. Skoro przyznałem już (nie tyle nawet w pokorze, co w braku pychy- w prawdzie o sobie), że nie jestem Pascalem (a nie jestem, nie napisałem przecież ani w wieku szesnastu, ani w wieku sześćdziesięciu lat traktatu o stożkach), zrobię tylko małą próbę. Nie należy Boga wystawiać na próbę, ale ja przecież wierzę w to, że w Niego nie wierzę, dlatego mi wybaczy. Bo do tej pory jeszcze nie napisałem, że On jest Miłością. Daję głowę, że tak jest. Amen.

 

Sławomir Zatwardnicki

confessiones@wp.pl