Na prawym marginesie

 

 

Wiara w sekty

 

1. Credo

 

Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że człowiek jest istotą religijną. Szczególnie boli mnie to, że fakt ten często uchodzi uwadze środowiska konserwatywnego. Tak zwana "konserwa" utrzymuje, że wartości, na których została zbudowana nasza cywilizacja są wciąż aktualne, ale swoją wiarę przekazuje hermetycznie zamkniętą w racjach rozumowych, które nie potrafią zapalić serc. Ewangelizacja, która apeluje do ratio,
a pomija fides, kończy się zwykle przekonywaniem przekonanych; nie można od ludzi wymagać samego myślenia!

Tak się dzieje, że jeśli brakuje prawdziwych apostołów, w ich miejsce pojawiają się świadkowie apostołujący od drzwi do drzwi. Ten artykuł mówi jednak o apostołach innej wiary: komunistycznej, lewicowej, narodowo- katolickiej oraz liberalnej; nie wymagają oni od członków tworzonych przez siebie sekt pukania
w nasze drzwi, przeciwnie- zamykają swoje drzwi przed całym światem. Myślę, że za ich samotność wszyscy po trosze ponosimy odpowiedzialność.

A że w każdym z nas drzemie chęć ucieczki od zła na świecie i odpowiedzialności za ten świat, to już inna sprawa. Dlatego rozumiem, a sercem skłaniam się ku tym, co to nie znaleźli gorliwych apostołów, którzy mogliby przed nimi odkryć prawa rządzące tym światem i jednocześnie zapalić do służenia wartościom ciągle brakującym temu światu. Wiem (a może wierzę?), że szeregowi sekciarze są uczciwi i jednocześnie bardzo naiwni (ubodzy duchem?), dlatego z dużą gorliwością wypełniają rozkazy swoich zbawicieli.

 

2. Uczniowie Sokratesa i nawróceni cynicy

...Nigdy dotąd nie spotykałem się na co dzień z taką religijnością, jak u moich sióstr służebniczek (...) Dają mi do czytania książki o Medjugorie, o Fatimie. Myślę, że gdyby nie moja sytuacja, nigdy nie byłbym w stanie wciągnąć się w te lektury.

Mirosław Dzielski, "List do Henryka Woźniakowskiego"

(z książki: M. Dzielski, "Bóg, wolność, własność")

Ból, cierpienie czy też sama świadomość końca życia i rodzące się wtedy pytania; te same, które zadawali i zawsze będą zadawać wszyscy bez wyjątku ludzie; bez sztucznych podziałów na burżujów
i proletariat. Pytania, których komunizm nie tyle się wstydził, co po prostu je zignorował; usunął do podziemia, ale przecież nie pogrzebał. Ten komunizm, któremu nie udało się zbudować raju, ale który kazał w jego zbudowanie wierzyć- wiarą ślepą, pozbawioną podstaw i o nic nie pytającą, bo przecież na wszelkie pytania odpowiedź miała się znaleźć wraz z nadejściem dziejowej konieczności.

Ale śmierci, której komunizm złożył wielomilionowe ofiary, nie udało się przekonać do świetlanej przyszłości; zresztą trudno się dziwić, skoro przyszłość ta miała się obejść bez niej; pamiętacie? Pytania o sens cierpienia i śmierci pozostały, a na tak trudne pytania odpowiada tylko wiara prawdziwa. Komunizm musiał przegrać nie dlatego, że nie potrafił odpowiedzieć na pytania najważniejsze, ale dlatego, że ich w ogóle nie pozwolił (i nie umiał) zadawać. Z komunizmem nie można było dyskutować, bo wymagał wiary w swoje dogmaty; ale skoro znaleźli się gorliwi ich wyznawcy, trzeba im było pokazać inną wiarę- taką, która pozwalając zadawać pytania nie przestaje być wiarą pewną; dopiero na takim gruncie można było toczyć intelektualne potyczki.

Intryguje mnie fakt, że jakoś uszło to uwagi samych antykomunistów; czyżby dlatego pozostali nieprzekonujący, że z diabelskim komunizmem walczyli bronią Tradycji, ale zabrakło im wiary w tego Boga, na którym Tradycja ta pośrednio lub bezpośrednio się opierała? Przesłanie, które skomunizowanemu światu niósł "świadek nadziei", Jan Paweł II, nie dopełniało antykomunizmu, ale go wyprzedzało! Dzielski dostrzegał, że opozycyjne działania (np. powstanie KOR-u) były wielkimi dziełami w sferze ducha, ale czy zdawali sobie z tego sprawę inni antykomuniści? W imię czego chcieli oni nawracać komunistów- w imię demokracji?

Krakowski filozof dzięki swojej wierze dostrzegał u "wiedzącego, że nic nie wie" Sokratesa wiarę w Boga Dobra i Prawdy. Chrześcijańska prawda głosi objawienie się Boga w Chrystusie, więc czy można za Sokratesem szczerze szukać Boga i jednocześnie wątpić w jego obiektywne poznanie, skoro On sam objawił się człowiekowi? Można, bowiem dopóki historyczny fakt narodzenia się Boga nie zostanie dopełniony Jego narodzeniem w sercu, dopóty wiara w Niego- jeżeli chce być uczciwą- musi pozostać wiarą wątpiącą
w ostateczne poznanie Prawdy przez ograniczonego człowieka. Sokrates oddał życie za taką właśnie wiarę. Jestem gotów zgodzić się z Dzielskim, że po doświadczeniach XX wieku potrzeba ludziom wiary silnej
i poszukującej, ale czy na pewno wątpiącej? Czy taka wiara mogłaby zostać przeciwstawiona wierze komunistów i czy rzeczywiście ktoś, kto uwierzył w komunizm nie pozwalający zadawać egzystencjalnych pytań gotów byłby na takie pytania szukać odpowiedzi całym swoim życiem, tak jak czynił to Ateńczyk- filozof? Nie, jedyna wiara jaka mogła przekonać komunistów to wiara objawiona, objaśniająca cały świat bez programowego wątpienia. Ale czy wiara, nawet ta prawdziwa, mogła otworzyć serca tych, którzy ślepą wiarą w komunistyczne dogmaty sami je sobie zamykali? Myślę, że to już sprawa Opatrzności. Zadaniem chrześcijan było dzielenie się wiarą i życie nią.

Oczywiście w wymiarze politycznym ewangelizacja musi się dokonywać w inny sposób niż w wymiarze indywidualnym. Dzielski wierzył w chrześcijańskiego ducha- ducha prawdy i miłości, który pozwoliłby "nawrócić" komunistów przez skierowanie ich wysiłku w kierunku poznania prawdy o systemie; dlatego krakowski filozof odrzucał komunistów zaślepionych ideologią, a stawiał na "ewangelizację" tych cyników, którzy nie mieli złudzeń co do komunistycznego systemu i w ten sposób zbliżali się do prawdy. Wierzył w chrześcijańskie przebaczenie komunistom i kompromis z nimi, ale nie uznawał kompromisu z ustrojem komunistycznym. Nawrócenie komunistów widział więc w fakcie ich posłuszeństwa prawdzie, które miało zaowocować poniechaniem nieekonomicznego socjalizmu na rzecz wolnego rynku, a pozostawienie rządów w rękach nawróconych na wolny rynek komunistów uważał za chrześcijański gest przebaczenia ze strony antykomunistycznej części społeczeństwa. Autor powyższego cytatu- motta próbował nakarmić swojego dajmoniona nie jak Sokrates dążeniem do nieosiągalnej przez człowieka prawdy, ale cnotami teologicznymi- wiarą, nadzieją i miłością, co pozwoliło mu wyciągnąć rękę do tych komunistycznych sekciarzy, którzy nie chcieli już bronić swoich herezji.

To nie skolektywizowana ludzkość szuka odpowiedzi, bo chociaż pytania są wspólne dla wszystkich, dręczą każdego z osobna. Tylko konkretny człowiek jest odpowiedzialny (komunistyczna wspólna własność
i w tym przypadku nie ma racji bytu) i kiedy pyta, to liczy się z tym, że odpowiedź będzie wymagać jego odpowiedzi; a na niektóre odpowiedzi odpowiada się całym swoim życiem! Każdy umierający czy cierpiący człowiek pyta- jest więc antykomunistą; gdyby nie to, że niektórzy w takich "sytuacjach" pytają po raz pierwszy w życiu, wszyscy bylibyśmy antykomunistami.

 

3. Adwentyści Dnia Ostatniego Wyzyskiwaczy

 

...W gruncie rzeczy podział na wierzących i niewierzących jest podziałem dość sztucznym (...) Sokrates wolałby z pewnością używać innej terminologii, zgodnie z którą nie ma ludzi niewierzących, a są tylko różne wiary.

Mirosław Dzielski, "Wiara Sokratesa"

(z książki: M. Dzielski, "Bóg, wolność, własność")

Nietrudno dostrzec, że ten świat jest zły. Trudniej uwierzyć, że jest taki przez ludzki grzech. Są takie wrażliwe dusze, które nie mogą poradzić sobie z wszechogarniającym ich złem (a może jeszcze bardziej z tym, że inni tego nie widzą?) i dlatego uciekają od tego świata i od stada grzeszników, a chociaż nikt ich nie goni chronią się w swoich sektach i zabijają za sobą drzwi na amen. Letni świat albo nie zauważa ich odejścia, albo sekty takie nazywa "mniejszościami religijnymi inspirowanymi chrześcijaństwem" (p.Siedlecka, dodatek do "GW"- "Magazyn" nr 49).

Uciekają z takimi samymi poranionymi sercami podobnie czujących wybrańców wcielonego boga- guru o śmiesznym dla tych, którzy idą na zatracenie imieniu. Samozwańczy bóg powołuje się na doskonałe zrozumienie Pisma, ale jego czyny temu przeczą. Wyłączone myślenie powoduje, że zbawieni od tego świata
i odpowiedzialności za niego nie widzą belki w swoim oku, a drzazga świata pełnego grzeszników, która tak ich uwierała, każe im zamknąć na nich oczy. Charyzmatyczny przywódca nowym objawieniem usprawiedliwia brak miłości i misyjności nowego kościoła, będący zaprzeczeniem słów Jezusa Chrystusa, na którego się powołuje.

Opływający w luksusy i biedacy, których nikt nie uczy nie zazdrościć- mieszkają na tym samym świecie. Razem z tymi, którzy nazywają taki świat niesprawiedliwym i z tymi, którzy zdają się tej niesprawiedliwości nie zauważać. Ci pierwsi, którzy chcieliby wprost do nieba (gdyby w nie wierzyli) uciec razem z tymi biedakami (czy może raczej przed patrzeniem na ich biedę?) i ci drudzy, którzy zostają w ziemskim piekle albo go nie widząc, albo chcąc je przemieniać od środka, czyli od serca człowieka; ale co tu przemieniać, kiedy cały ten świat jest zły i jedynie bezbożna rewolucja może zaprowadzić na nim Boży ład.

Te wrażliwe dusze, które wszelkie zło widzą we wszechogarniającej ich biedzie (a może po prostu
w tych, których nie razi nierówność ludzi i ich sytuacji materialnej?), żeby z nią walczyć uciekają do sekt zakładanych przez lewicowych intelektualistów. Ucieczka przed niedobrym światem, którym rządzi pieniądz kończy się zawsze tym samym: wyszarpywaniem niegodziwej mamony w szlachetnym celu pomocy ubogim. Wszystkie plany podwyższania podatków i pisania ustaw, które ślą do piekła krwiopijców, w końcu obracają się też przeciwko wyzyskiwanym. Aby nie przyjmować praw ekonomii odkrywający je rozum zamykają
w getcie serca, a jedynym kapitałem, który im pozostaje jest więc wzajemne podsycanie w sobie współczucia dla klasy wyzyskiwanej.

A dla tych spośród siebie, którzy będą chcieli rozumem dopełnić swoją wiarę w pomoc biednym- pozostanie przekleństwo. Bo przecież miłości musi starczyć dla tych, dla których została przeznaczona.

 

4. Kościół Narodowy i sekta „Najwyższy Czas!”

 

Naszym rewolucyjnym dzieciom powierzono odpowiedzialność za powtórne odkrycie prawdziwej natury ludzkiej, zdeprawowanej przez tysiące lat rasizmu, kapitalizmu, tak zwanego komunizmu, nacjonalizmu, szowinizmu seksualnego i fałszywej religii.

Raport będący wynikiem warsztatu badawczego poświęconego prawom dzieci, zorganizowanego w Berkeley w 1970r

(z książki: R.Scruton, "Intelektualiści nowej lewicy")

W Polsce jest mało Polaków, o czym świadczą wyniki wyborów. Prawdziwi Polacy to katolicy, oczywiście też prawdziwi, a nie tak zwani, którzy nie potrafią postawić się Prymasowi. Takie słowa dyktuje wiara nierozumna i pyszna, bo skierowana przeciwko pasterzom wiary.

Nie ma w Polsce Polaków, ale za to mamy prawicę. Prawdziwą prawicę, która nie jest prawicą tak zwaną. Ta prawica to guru i jego wierni uczniowie z sekty "Najwyższy CZAS!". Na prawo od nich ściana. Trzeba uwierzyć w ich rozum, a wtedy łatwiej będzie zrozumieć, że nie dostając się do sejmu prowadzą realną politykę.

Rasizm, kapitalizm, nacjonalizm i szowinizm seksualny były prawdziwe, i religia też prawdziwie fałszywa, ale komunizm był "tak zwany". Komunizm "tak zwany" tym się różni od prawdziwego, że nie przynosi ludziom raju. A skoro raju nie ma, to i komunizmu prawdziwego też być nie mogło. Oto komunistyczne niemyślenie, z którym nie można dyskutować. Syndrom zamknięcia się we własnej utopii,
w którą trzeba uwierzyć.

Z sektą Prawdziwych Polaków też nie można dyskutować, bo od razu wyzywają od "Polaków" (dla niewtajemniczonych, czyli Żydów i masonów, wyjaśniam, że cudzysłów = "tak zwany"). Jeśli ktoś myślałby, że patriota to ten, kto dobrze życzy Polsce- myli się, bo myśli może logicznie, ale nie jak prawdziwy Polak. Takich "tak zwanych" zamykają więc ci "prawdziwi" Polacy w jednym getcie- budując naokoło siebie mur.

Z kolei sekciarze straszący rychłym końcem (łacińskiego) świata namawiają co prawda do dyskusji, ale żeby z nimi dyskutować trzeba najpierw uwierzyć w to, co głosi ich Rabbi. A jeśli ktoś zanim uwierzy w to, że wolny rynek ma zbawienny wpływ na wszystko, chciałby tylko "dotknąć" jego wpływu na polską gospodarkę, zostanie wyklęty i zaliczony w poczet "różowych".

Może krzywdząco do jednego worka z komunistami wrzuciłem katolików- co prawda narodowych, ale jednak- i liberałów? Niech moim usprawiedliwieniem będzie ból, który przytępia rozum; prawdziwi Polacy- katolicy, czyli moi bracia we wierze, i prawica przez duże "P", której liberalny brewiarz odmawiałem kiedyś regularnie, zamknęli się przede mną w swoich gettach i sektach pozostawiając mnie pośród Polaków- niekatolików, tak zwanych Polaków oraz różowej prawicy.

Zostaję więc sam, z niemałym dylematem- kogo najpierw nawracać, tych "prawdziwych" czy tych "tak zwanych"?

 

Sławomir Zatwardnicki

szatward@poczta.onet.pl